Romania-Bulgaria-Greece-Macedonia-Albania-Montenegro with Aventura Maramures
Sunday began sluggishly. Frying on the sun loungers like a bacon and rinsing sweat in the lake, we have a vacation from vacation. Miss Susan over and over dive to disperse shoals of small fish. The noon is coming. Time to move on.
Niedziela zaczęła się leniwie. Mamy wakacje od wakacji. Smażymy się na leżakach niczym bekon na patelni, a pot spłukujemy w jeziorze. Panna Zuzanna raz po raz daje nura pod wodę rozpędzając ławice małych rybek. Zbliża się południe. Czas ruszać w drogę.
Niedziela zaczęła się leniwie. Mamy wakacje od wakacji. Smażymy się na leżakach niczym bekon na patelni, a pot spłukujemy w jeziorze. Panna Zuzanna raz po raz daje nura pod wodę rozpędzając ławice małych rybek. Zbliża się południe. Czas ruszać w drogę.
Il. 1-2 We enter the Albanian mountains
We drive south through the mountains. The roads and villages are not marked on the map. From time to time we pass a lumberjack or a shepherd. Time passes, and all crossroads looks alike. However, we persistently claim that we haven't lost. Oh no! We tell ourselves that we went somewhere else than we have originally planned deliberately, to get dirty in the mud (il. 4).
Kierujemy się na południe przez góry. Drogi nieoznaczone, wsi opisanych na mapie brak. Od czasu do czasu mijamy jakiegoś drwala lub pasterza. Czas płynie, a wszystkie skrzyżowania wyglądają jednakowo. My jednak uporczywie twierdzimy, że nie zabłądziliśmy. O nie! Wmawiamy sobie, że specjalnie pojechaliśmy nie tam, gdzie pierwotnie planowaliśmy, aby wreszcie zaliczyć jakieś błotko (il. 4 ).
Kierujemy się na południe przez góry. Drogi nieoznaczone, wsi opisanych na mapie brak. Od czasu do czasu mijamy jakiegoś drwala lub pasterza. Czas płynie, a wszystkie skrzyżowania wyglądają jednakowo. My jednak uporczywie twierdzimy, że nie zabłądziliśmy. O nie! Wmawiamy sobie, że specjalnie pojechaliśmy nie tam, gdzie pierwotnie planowaliśmy, aby wreszcie zaliczyć jakieś błotko (il. 4 ).
Il. 3 Never ending road :)
Il. 4 Splash!
Because our map proved to be inaccurate, we have to ask shepherds for directions (including those who smell like smoked cheese). This time T. is assigned to talk with sitting by the road Albanian. T. starts the conversation, as usual, very politely: "Excuse me, Mister, I have such a little question...", because of his myopia with the stone, which (according to T.) looks like a shepherd. Stone for unknown reasons, does not respond to provocations, remains silent and unmoved (maybe it was a troll, lost in his own thoughts, and that is why he didn't answer? We'll never know.). Few moments later, T. has located TRUE shepherd, who turns out to be far more helpful.
Another hour and another shepherd. This time our savior draws us a map... consisting of two vertical lines and one horizontal (il. 6). With a little imagination, it can be interpreted as the quipus (talking knots) reproduced on paper.
Ponieważ mapa, którą posiadamy okazała się niezbyt dokładna, a na naszym GPSie Albania jest w zasadzie białą plamą, musimy się ratować pytaniem o drogę napotkanych pasterzy (również takich, którzy pachną jak wędzony ser). Tym razem T. zostaje oddelegowany do rozmowy z siedzącym nieopodal drogi albańczykiem. Przez swoją nastręczającą problemów krótkowzroczność T. rozpoczyna konwersację, jak zwykle bardzo uprzejmie: "Przepraszam Szanownego Pana najmocniej, mam takie pytanko...", z kamieniem, który (wg T.) do złudzenia przypomina pasterza. Kamień z przyczyn nieznanych, nie reaguje na zaczepki, pozostaje niemy i niewzruszony (może to był kontemplujący troll i dlatego nie odpowiedział? Tego już nigdy się nie dowiemy.). Chwilę później zlokalizowany PRAWDZIWY pasterz, okazuje się zdecydowanie bardziej pomocny.
Another hour and another shepherd. This time our savior draws us a map... consisting of two vertical lines and one horizontal (il. 6). With a little imagination, it can be interpreted as the quipus (talking knots) reproduced on paper.
Ponieważ mapa, którą posiadamy okazała się niezbyt dokładna, a na naszym GPSie Albania jest w zasadzie białą plamą, musimy się ratować pytaniem o drogę napotkanych pasterzy (również takich, którzy pachną jak wędzony ser). Tym razem T. zostaje oddelegowany do rozmowy z siedzącym nieopodal drogi albańczykiem. Przez swoją nastręczającą problemów krótkowzroczność T. rozpoczyna konwersację, jak zwykle bardzo uprzejmie: "Przepraszam Szanownego Pana najmocniej, mam takie pytanko...", z kamieniem, który (wg T.) do złudzenia przypomina pasterza. Kamień z przyczyn nieznanych, nie reaguje na zaczepki, pozostaje niemy i niewzruszony (może to był kontemplujący troll i dlatego nie odpowiedział? Tego już nigdy się nie dowiemy.). Chwilę później zlokalizowany PRAWDZIWY pasterz, okazuje się zdecydowanie bardziej pomocny.
Kolejna godzina i kolejny pasterz. Tym razem nasz wybawca rysuje nam mapę... składającą się z dwóch kresek pionowych i jednej poziomej (il. 6). Przy odrobinie wyobraźni można ją zinterpretować jako kipu (pismo węzełkowe) odwzorowane na papierze.
Il. 5 Lunch stop
Time is running out, but not kilometers. Slowly begins to dusk, so we assume the camp over the river, behind the bridge, which probably remember the times of the ancient Romans and does not arouse too much trust in us.
Il. 5 Lunch stop
Il. 6 Map drawn by a shepherd
Kilometrów wciąż nie ubywa, w przeciwieństwie do dnia. Pomału zaczyna zmierzchać, więc zakładamy obóz nad rzeką, zaraz za mostem, który pamięta prawdopodobnie jeszcze czasy starożytnych rzymian i nie wzbudza w nas zbytniego zaufania.
where exactly it was?
OdpowiedzUsuń